czasami zdarza się cud. tak znalazłam najcudowniejszą bibliotekę mojego życia - akurat w pałacu nauki i kultury. nikt nie zdradził mi, że tam ukrywane są takie skarbie. nie wolno z tego powodu burzyć pałacu, bo gdzie i przez kogo urządziłoby się dziś jeszcze taka biblioteka? nazywa się muzeum książki dziecięcej. afisz na ścianie przy windzie: "uprzejmie informujemy, że muzeum książki dziecięcej jest tylko czytelnią naukową. nie mamy wystawy!". mieści sie na piatym pietrze słynnego pałacu, ale jeździ sie na szósty, idzie się dookoła połowy tego piętra, mija się olbrzymię, pustę salę zawsze pachnącą tanim bufetem - schowano tam tylko makietę miasta stołecznego warszawy ze wszystkimi wieżówcami, ulicami, dworcami. brakuje tylko pałacu. ale czy to przez pomyłkę, czy z zasady, czy po prostu niedokończony? po drodze otwiera i zamyka się chyba ze dziesięciu drzwi i zejdzie sie malutkimi bocznymy schodami. jest tylko takie jedno wejście - czyli wyjście ewakuacyjne. no i tam: pokój biurowe dwa razy wiekszy niz czytelnia. tu i tam troje ludzi - przeważnie kobiety. czasami przychodzi kierowniczka, rozpoznana po silnym głosie. nie ma tu żadnego internetu, żadnych gniazdek. ksero akurat sie zepsuł, a ten młody człowiek na dole, które obsługuje cały pałac, skończy pracy o szesnastej. na korytarzu katalogi - przeważnie z fiszkami pisanymi odrecznie, rzadko trafi się pisana na maszynie. nad katalogami olbrzymi jezus - na pewno milosierny - a jednak tak przyrodzony, że uważa się go dopiero po godzinach. na końcu korytarzu stoi fortepian. czasami gra na nim starszy człowiek, o białych włosach. porusza się z trudem, najczęściej siedzi w jakimś magazynie czy w pracowni. nie gra bez błędów, ale jakoś tak, w końcu zawsze odnajduje właściwą melodię. w ogóle się nie przyzna, mówi, że to sasiąd za ścianą. ale można sobie zamówić muzykę na następną wizytą. podobno to dobrze działa na koncentrację.
czasami zdarza się cud. kocham to miejsce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
die bibliothek meiner kuehnsten traeume
OdpowiedzUsuńmanchmal geschehen wunder. so jedenfalls fand ich die wunderbarste bibliothek meines lebens, ausgerechnet im beruehmten palast der kultur und der wissenschaft. niemand hatte mir verraten, dass sich dort derartige schaetze verbergen. schon aus diesem grunde ist es verboten, den palast abzureissen, denn wo sonst wuerde noch eine so wundersame bibliothek eingerichtet? diese nennt sich das kinderbuch-museum. hinweisschild an der wand: "bitte beachten sie, dass das kinderbuch-museum ausschliesslich eine wissenschaftliche bibliothek ist. wir haben keine ausstellung!" das kinderbuch-museum befindet sich im 5. stock, aber man faehrt bis in den 6. stock, umwandert die halbe etage und durchquert einen grossen, leerstehenden saal, der immer ein wenig nach billigem imbiss riecht - es steht dort nur ein modell der hauptstadt warscha, aus pappe mit allen hochhaeusern, strassen, bahnhoefen. nur der palast fehlt - aber ob das aus versehen ist, oder aus prinzip, oder einfach nur unvollendet? man oeffnet und schliesst vielleicht zehn tueren und geht auf einer kleinen hintertreppe nach unten. es gibt nur diesen einen eingang - also den notausgang. und dort: ein buero doppelt so gross wie der lesesaal. hier und dort frei menschen - ueberwiegend frauen. manchmal kommt die bibliotheksleiterin fuer eine stunde vorbei, man erkennt sie an der lauten stimme. es gibt kein internet, keine steckdosen. der kopierer hat gerade den geist aufgegeben, und der junge mann im parterre, der den gesamten palast mit drucken und kopien bedient, arbeitet nur bis 16 uhr. auf dem flur stehen katalogie - ueberwiegend mit handgeschriebenen karteikarten. selten findet sich eine mit schreibmaschinenschrift. auf den katalogschraenken ein riesiger jesus - ganz sicher ein barmherziger - aber so eingeboren, dass man ihn erst nach stunden ueberhaupt bemerkt. am ende des flurs steht ein klavier. manchmal spielt auf ihm ein alter mann mit weissen haaren. das laufen bereitet ihm schwierigkeiten, meistens sitzt er einem der magazine oder in der werkstatt. er spielt nicht ohne fehler, ein wenig ungelenk, doch am ende findet er immer die richtige melodie. zugeben tut er nichts, er sagt, dass waere der nachbar von hinter der wand. aber man kann sich ein musikstueck fuer den naechsten besuch bestellen. angeblich foerdert das die konzentration.
manchmal geschehen wunder. ich liebe diesen ort.